Widzę, że wiek 12-13 lat jest częścią wspólną większości z nas. Ja miałem też tyle lat jak zaczęły mi się podobać damskie ciuchy.
W moim przypadku było nieco inaczej. Nie miałem siostry, ani bliższej kuzynki. Moja mama ubierała się zawsze elegancko, ale w jej stylu było zawsze coś co mi nie do końca odpowiadało, zresztą byłem strasznym szczypiorem więc jej ciuchy były na mnie o kilka rozmiarów za duże aby cokolwiek próbować. Koleżanki ze szkoły, jak dla mnie - z perspektywy dojrzewającego chłopaka, ubierały się niczym chłopki małorolne, które zabrały robocze łachy swoim starszym braciom. Nijak miały się do dziewczyn z teledysków MTV (jak jeszcze na MTV była muzyka) czy na kanale VIVA.
Któregoś razu w sobotę, skacząc po kanałach, natrafiłem (chyba na TVP2) na jakiś kilkunastominutowy program z aerobikiem. Patrząc z perspektywy czasu to były dziewczyny koło trzydziestki, wtedy to były dla mnie Panie, ubrane w błyszczące ledżiny z lycry i coś a'la kostiumy kąpielowe. Niektóre miały krótkie spódnice, również z błyszczącego materiału. Zgrabne sylwetki, smukłe nogi, długie zadbane włosy i świetne outfity. Wśród nich prężyli się spoceni kolesie w wymiętolnych ortalionowych szortach i koszulkach na ramiączkach zwanych pakerkami czy żonobijkami. Strasznie obniżali wartość estetyczną.
Pomyślałem wtedy: kurde, ale dziewczyny mają dobrze. Mogą ubierać się w co chcą, na każdą okazję i sytuację. A faceci tak jak stali w tym studio równie dobrze mogli by iść do sklepu czy na miasto.
To był taki impuls, że niby dlaczego ja nie mogę się ubrać jak te dziewczyny: w coś fajnego, błyszczącego, na ściśle określonej przestrzeni, czyli w domu. Nikt mnie przecież nie zobaczy a sprawi mi to frajdę.
Plan był spoko ale gorzej z ciuchami. Skąd je wziąć? Z pół roku móżdżyłem, aż na początku kolejnego roku szkolnego nasz basen był w remoncie i zajęcia z pływania mieliśmy w innej szkole. A tam w szatni woźna miała "z pod lady" kąpielówki i kostiumy kąpielowe dla zapominalskich. Ale wstyd było to kupować jako chłopak. Jakaś nieznana mi dziewczyna weszła do szatni, zdjęła kurtkę, buty, miała już wychodzić. Bez chwili namysłu podbiegłem do niej i mówię: moja siostra zapomniała kostiumu a jest już w środku i będzie miała nieobecność za brak stroju, czy mogłaby mi kupić kostium dla niej, kasę dam. Był fajny, czarny, Areny. Kosztował 22zł.
Zdobycie ledżinów, czy spódnicy zajęło mi niemal rok. Mając za dużo czasu przed szkołą, poszedłem na targ, kupić od ruskich pirackiego StarCrafta i Total Annihilation. Zakupy udało się ogarnąć wyjątkowo szybko, choć zawsze w kolejce do przejrzenia "oferty" stało się i pół godziny. Niestety Totala już nie mieli, więc kasy trochę zostało a czasu jeszcze więcej. Przeszedłem się po targu. A tam mieli dokładnie to czego chciałem legginsy z lycry, krótkie spódnice z rozporkami po bokach. Biorę.
Do domu tego dnia szedłem na piechotę bo wydałem kasę która mi została + to za co miałem kupić bilety
zachodziłem w głowę, dlaczego nie przyszedłem tu wcześniej...
Przez te wszystkie wydarzenia do dzisiaj mam słabość do błyszczących lycrowych ciuchów, które zakładam kiedy tylko mogę. Czyli dość rzadko, a bynajmniej nie tak często jakbym chciał.
I nie wiem czemu lubię patrzeć na swoje nogi w szpilkach i w czarnych błyszczących Black Brillantach.
Tak po prostu.
Dziękuję, jeśli ktoś mój esej doczytał do końca. Będę śledził ten temat bo strasznie mnie ciekawi jak Wy zaczynaliscie.