Powrót do: A to ja właśnie...
Zmoro moja jedna Liczba wyświetleń: 8127
W skrócie: | Czasem, w tajemnicy przed Tobą przymierzałem Twoje nowe ciuchy, aby i w sobie znaleźć to coś, co w Tobie tak bardzo mi się podobało, lecz efekt, w istocie komiczny, wywoływał mój płacz przed lustrem. |
Do artykułu dodano 7 komentarzy. Pokaż komentarze.
Zmoro moja jedyna,
zdajesz sobie sprawę z tego, jak trudne zadanie mi postawiłaś? „Napisz wreszcie coś wesołego!” Mam pisać o sobie? To może być śmieszne, ale czy wesołe... Czy wiesz, ile takiemu ponurakowi trzeba lać do kieliszka przez cały wieczór, aby dobrze po północy towarzystwo miało się wreszcie z kogo pośmiać? Wtedy wszystkim jest radośnie, a ja jeszcze nie wiem, jaki mnie czeka kac. Zdjęcia z imprezy krążą potem przez najbliższy rok po rodzinie i znajomych. Mnie wtedy już tak wesoło nie jest.
Przecież ja zawsze bałem się śmieszności. Dlatego, gdy chciałaś, abym chodził w luźnym płaszczu, to wprawdzie pochlebiało mi Twoje zainteresowanie moim wyglądem, lecz brak pasa w pasie wydawał mi się do tego stopnia niemęski, że aż śmieszny. Przed spotkaniem z Tobą chowałem pasek, abym mógł się nim przepasać ponownie za najbliższym rogiem. Nie wiedziałaś? No, nie mogłem pozwolić, żeby mój płaszcz przypominał, powiedzmy, podomkę. Całe życie walczyłem z „babskimi” elementami mojego wyglądu, tropiłem każdy szczegół stroju odbiegający od mojego wyobrażenia męskości. Ciekawe jak wiele osób zwraca uwagę na taki drobiazg, że w ubiorach męskich poła lewa zachodzi na prawą, a w damskich odwrotnie. Walczący rycerz lewą ręką odpinał kaftan dla uzyskania większej swobody ruchów. I tak zostało. Społeczeństwa i cywilizacje przez wieki gromadziły takie rozróżnienia... Nosiłem brodę i wąsy, a dzięki intensywnym ćwiczeniom w młodości uzyskałem sportową sylwetkę Apollina, której nie powstydzę się i teraz. Ale czy można wiecznie udawać kogoś innego? I tu śmieszność potęguje się do granic swojego zaprzeczenia.
Myślę, że czas, aby wyjawić Ci największą tajemnicę. Jestem Twoją siostrą z naszego poprzedniego wcielenia. Komuż mógłbym dziś jako mężczyzna powiedzieć o tym, jeśli nie swojej siostrze? Jestem pewien Twego pełnego zrozumienia i powagi dla mojego wyznania. Powaga jest tu niezbędna, aby nie urazić mojego obecnego kompleksu męskości. Wspominając tamte zdarzenia, będę używał rodzaju męskiego, wszak jestem, do cholery, mężczyzną, a tamto musiało być złośliwym chichotem natury.
Ty mnie lubiłaś i zawsze miałaś do mnie siostrzano-przyjacielski stosunek, choć - jak to w rodzeństwie - okrutnie mi dokuczałaś, a Twoje uszczypliwości dotyczyły tego, że jako dziewczyna byłem mało wdzięczny, miałem fatalny gust, a w kontaktach z płcią przeciwną stawałem się mrukliwy, nieśmiały, sztywny, w ruchach pokraczny.
Rosłem wolno, wolniej od Ciebie się rozwijałem, więc nosiłem po Tobie wszystko, czego – jako niezwykle ruchliwe dziecko – nie zdarłaś. I oczywiście wyglądałem tak, że siebie samego nie umiałem polubić. (Nie daje mi spokoju wspomnienie awantury o fartuszek, którego za nic nie chciałem założyć.) Za to Ciebie uwielbiałem jako siostrę i dziewczynę. Zazdrościłem Ci. Zawsze wyglądałaś świetnie, a rodzice chętnie spełniali Twoje zachcianki, aby jeszcze bardziej podkreślić dumę z takiej córki. Jasne, że czułem się zaniedbywany, a nawet odtrącony. Dziecko, nawet gdy akceptuje swoją niższą pozycję w rodzinie, bardzo boleśnie ją odczuwa. Czasem, w tajemnicy przed Tobą przymierzałem Twoje nowe ciuchy, aby i w sobie znaleźć to coś, co w Tobie tak bardzo mi się podobało, lecz efekt, w istocie komiczny, wywoływał mój płacz przed lustrem. Potem i tak musiałem je donaszać, a strach przed śmiesznością pozostał mi chyba na kilka następnych wcieleń.
Moje obecne fascynująco piękne siostry nie wyleczyły mnie z tego, a Tobie tamte nasze relacje też odbijają się swoistą czkawką, choć z pewnością niczego już nie pamiętasz.
Sum
 Do artykułu dodano 7 komentarzy. Pokaż komentarze.

Powrót do: A to ja właśnie...
|